niedziela, 17 marca 2013

rozdział 11.


Obudziłam się zmęczona jak nigdy. Nie miałam siły wstać i odnosiłam wrażenie, że kołdra przyciska mnie swoim ciężarem do łóżka, co było kompletnie niedorzeczne. Bardzo dziwił mnie mój stan, przede wszystkim dlatego, że wczorajszego dnia nie robiłam nic, co mogłoby wywołać aż takie zmęczenie. Po jakimś czasie udało mi się przekonać moją ociężałą rękę, by sięgnęła po telefon leżący na szafce nocnej. Odblokowałam go i spoglądając na wyświetlacz odczytałam kilka cyferek, które informowały mnie o tym, że jest właśnie godzina dziesiąta siedemnaście oraz, że dzisiejszy dzień to trzydziesty lipca dwa tysiące dziewiątego roku.  Po zdobyciu tych informacji zdałam sobie sprawę, że do mojego występu pozostało już zaledwie cztery dni. W tym momencie nie miałam najmniejszej ochoty brać w nim udziału, ale to zapewne dlatego, że w tym momencie nie miałam ochoty na robienie czegokolwiek. Mimo tego, że powinnam już wstać wciąż leżałam w łóżku i zastanawiałam się nad tym co jest powodem mojego zmęczenia. Wylegując się nagle przez moje myśli przebiegło wspomnienie wczorajszego dnia oraz słów, które wypowiedział Gregor, słów które bardzo mnie zabolały. Owszem, nigdy nie sądziłam, że on mógłby poczuć do mnie to co ja czuję do niego, jednak tymi słowami skreślił każdą nadzieję, która ledwie tliła się w moim sercu. Westchnęłam ciężko i w tym samym momencie usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi do mojego pokoju. Powoli uniosłam powieki i spojrzałam na osobę stojącą w progu.
-Wstajesz już ? – zapytał opierając się o framugę.
-A co, chcesz żebym zrobiła ci śniadanie ? – odpowiedziałam pytaniem, przy czym z trudem zmieniłam moją pozycję na siedzącą.
David lekko zdziwił się na widok mojej krzywej miny, jednak postanowił nie poruszać tego tematu.
-Nie, śniadanie już zrobiłem. – stwierdził i zapewne chciał powiedzieć coś jeszcze jednak ja mu na to nie pozwoliłam.
-Nie no nie uwierzę póki nie zobaczę. Cud się normalnie stał.
-I po co ta ironia ? – rzucił mój brat zakładając ręce – Musimy porozmawiać. – dodał po chwili.
Skrzywiłam się ponownie domyślając się jaki temat chce poruszyć, po czym całkowicie zwlokłam się z łóżka.
-Powiedz mi w końcu co się dzieje. – poprosił David ruszając wraz ze mną w kierunku kuchni.
-Przecież powiedziałam ci już wczoraj, że wszystko jest w porządku. – mruknęłam zasiadając przy stole.
Chłopak postawił przede mną talerz pełen naleśników oraz nutellę.
-Dlaczego ty tak rzadko korzystasz ze swoich umiejętności kulinarnych ? – zapytałam biorąc się za ostateczne przygotowanie posiłku.
-Nie zmieniaj tematu. – rzucił siadając naprzeciw mnie.
-Nie zmieniam. Po prostu cię chwalę. – odparłam wymijająco.
-Powiedz o co chodzi. Jesteś ostatnimi czasy strasznie dziwna. – stwierdził przyglądając mi się uważnie, a ja przewróciłam oczami.
-Jestem zwyczajnie zmęczona – to wszystko. Na pewno wszystko się zmieni po występie. Będziemy mieli mniej treningów i wtedy odpocznę. – skłamałam.
-Wczoraj nie miałaś treningu. – odparł patrząc na mnie podejrzliwie.
-Jeden dzień odpoczynku to żaden odpoczynek. – uznałam.
-Niech ci będzie. – mruknął wzdychając ciężko – W takim razie ja już będę leciał. Jak możesz to pozmywaj naczynia, bo jeszcze rodzicom wpadnie do głowy wrócić wcześniej i będą ględzić o tym jak to nie potrafimy nawet o siebie zadbać i mamy syf w domu. – dodał wstając i idąc w kierunku wyjścia z domu.
-Gdzie idziesz ? – rzuciłam za nim.
-Umówiłem się z kumplami na piłkę. – odkrzyknął z przedpokoju.
-Wiedziałam, że twoja dobroć nie może trwać długo. – mruknęłam ciszej.
-Słyszałem ! – zdążył jeszcze krzyknąć, nim zatrzasnęły się za nim drzwi.

***

-Zabiję cię kiedyś Thomas. – warknąłem opadając na kanapę.
Z powodu mojego dość młodego wieku nie zdążyłem jeszcze na własnej skórze przekonać się czym jest kac. Do dzisiaj. Morgenstern, gdy wreszcie zrozumiał, że zostajemy w domu sami stwierdził, że to dobry moment żeby się napić, a ja zgodziłem się na to. O ja głupi ! Morgi gdy tylko wypiłem jeden kieliszek już szykował dla mnie drugi. Efekt ? Pół nocy rzygałem jak kot, a gdy już zasnąłem spałem jedynie cztery godziny. Aktualnie jestem żywym trupem, którego śmiertelnie boli głowa i jest głodny jak cholera, ale boi się cokolwiek zjeść, bo nie ma ochoty na kolejną wizytę w toalecie, która nie będzie miała z sikaniem kompletnie nic wspólnego.
-Trzeba było tyle nie pić. – odparł zadowolony z siebie Morgenstern.
To, że podlewa wódką kwiatki mojej mamy zauważyłem dopiero pod koniec. To nie tak, że nie wypił nic, on po prostu miał w tej kwestii więcej doświadczenia i wiedział na ile może sobie pozwolić, by następnego dnia nie wyglądać tak jak ja teraz.
Zmroziłem go wzrokiem, jednak nic nie powiedziałem. Zwyczajnie nie miałem na to siły oraz za wszelką cenę chciałem uniknąć tego bólu, który rozsadzał mi czaszkę.
-To kara. – stwierdził Thomas – Za niszczenie sobie życia. – dodał po chwili.
-Nie niszczę sobie życia. – wyjęczałem – Ja je ratuję przed zniszczeniem, przed stratą najważniejszego elementu mojego życia.
-Czy ty Gregor nie możesz zaryzykować. Raz jeden. Spróbuj chociaż jej powiedzieć. Nie możesz mieć stuprocentowej pewności, że ona cie nie kocha. No risk no fun. – skwitował.
-Życie to nie zabawa Morgenstern. – mruknąłem powoli zmieniając moją pozycję.
Blondyn przewrócił oczami, po czym ponownie się odezwał.
-Kochasz ją ? – zapytał, a ja rzuciłem mu wymowne spojrzenie – Więc rusz dupę, weź się w garść i do roboty. Nie wiem na co ty czekasz. Aż Sophie padnie na kolana i ci się oświadczy ? – z każdym wypowiedzianym zdaniem głos Morgiego przybierał na sile, a co za tym idzie moja głowa bolała jeszcze bardziej.
-Kilka tonów ciszej Morgenstern, bo za chwilę ból rozsadzi moją czaszkę. – burknąłem łapiąc się za głowę.
-Mówię to tak głośno by wreszcie do ciebie doszło. O kobietę trzeba się starać. – stwierdził.
-Jak jesteś taki cwany to może powiesz jak powinno się to robić. – rzuciłem, jednak nie spodziewałem się, że Morgenstern udzieli mi jakiejś rady. Nie oszukujmy się, o Thomasie można powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że jest światowej klasy podrywaczem.
-Bo do kobiety trzeba się pofatygować. – powiedział nagle Morgi, po czym wstał i kucnął tuż przede mną – Potem patrzysz jej w oczy. Przysuwasz się, tak ? – odparł wykonując wszystkie wypowiedziane czynności na mnie – Tylko troszeczkę, ale najlepiej prawie do końca. – dodał, a ja odniosłem dziwne wrażenie, że skądś znam te słowa – A potem czekasz, aż ona też się troszkę przysunie. Prawdaż ? – mruknął, praktycznie stykając się ze mną nosem – A teraz wasze wargi praktycznie się już stykają. A potem po prostu jej mówisz jak bardzo jej nienawidzisz.
-Ale ja ją kocham przygłupie ! – wrzasnąłem, na czym bardzo ucierpiała moja głowa.
-O to pies na baby ! – krzyknął Thomas.
Popatrzyłem na niego jak na debila, a on zaczął się śmiać.
-Przepraszam, ale zawsze marzyłem żeby to komuś powiedzieć. – wyjąkał powstrzymując śmiech.
-To, czyli co ?
-Król Julian, kojarzysz ? – odrzekł unosząc lekko brwi.
-Nie jesteś przypadkiem za stary na oglądanie bajek ? – zapytałem.
-Otóż nie ! Na bajki nikt nigdy nie jest za stary ! – wydarł się Morgenstern.
-Weź się w końcu ucisz, bo zaraz umrę. Łeb mnie boli jak cholera, a tobie się na wrzaski zebrało. – upomniałem go, na co wyszedł z pokoju do kuchni.
Tak, pięknie niech się jeszcze obrazi za słuszne zwrócenie uwagi. Swoją drogą mógł mnie nie upijać, a wtedy mógłby sobie wrzeszczeć do woli. Postanowiłem nie iść za nim, ani nie prosić go o wybaczenie. Nie zrobiłem przecież nic złego. Rozłożyłem się na kanapie, po czym przyłożyłem do czoła stojącą na ławie metalową tackę. O tak, tak jest o wiele lepiej. Gdy tak leżałem usłyszałem jak Thomas wraca z kuchni, jednak postanowiłem nie zwracać na niego większej uwagi. Szło mi dość dobrze do czasu, aż przed moim nosem ukazała się wysoka szklanka z czymś o dziwnym kolorze w środku, trzymana przez Morgensterna. Niechętnie przeniosłem się do pozycji siedzącej, przez cały czas nie spuszczając wzroku z naczynia.
-Co to jest ? – zapytałem.
-Shake bananowy – najlepszy na kaca. – powiedział, a mi nie trzeba było nic więcej. Praktycznie wyrwałem z jego dłoni szklankę i się do niej przyssałem – Ale cudów nie czyni. – dodał chwilę później śmiejąc się z mojej reakcji.


 __________
 Przepraszam, że tak dług musieliście czekać na rozdziały na moich blogach. Ostatnio tak dużo się dzieje, że czasem po prostu nie mam siły na pisanie, a szczególnie na pisanie, że tak powiem „ciągów dalszych”. W dodatku zapodziałam gdzieś notatki do tego opowiadania i musiałam je sporządzić od nowa, a co za tym idzie musiałam przeczytać wszystkie rozdziały (było mi to potrzebne do stworzenia tego czegoś powyżej). Dzisiaj jednak się zaparłam i stwierdziłam, że muszą się pojawić nowe rozdziały na obu blogach, bo jakby to wyglądało ? W dzisiejszym konkursie zwyciężają Gregor Schlierenzauer i Piotr Żyła, Austriak i Polak, a ja właśnie o Austriakach i o Polakach piszę opowiadania i nie opublikuję żadnego rozdziału ?
Naprawdę będę się starać z całych sił, żeby następne rozdziały ukazały się szybciej niż ten, jednak nic nie obiecuję.
Chciałam też was zaprosić na coś nowego, coś innego, ale coś nadal o skokach, jedyne coś co potrafię w tym momencie pisać. – historier om skihopp
Ogólnie rzecz biorąc nie rozumiem dlaczego lepiej mi idzie tworzenie czegoś nowego niż kontynuowanie starych pomysłów….
A i jeszcze jedno, co do fragmentu, w którym mowa o Królu Julianie to wiem, że wtedy pewnie jeszcze nikt nie znał tego tekstu, ale czy to ważne ? :D
Pozdrawiam :*