piątek, 21 grudnia 2012

rozdział 9.

Staliśmy wraz z Sophie przed moim domem i czekaliśmy na Morgensterna, który miał się pojawić lada chwila.
-Tak więc zostaliśmy sami. Mama zdążyła do nas zadzwonić dzisiaj już trzy razy, a nie ma jeszcze dziesiątej. Babcia czuje się troszkę lepiej niż wcześniej, ale nie jest za dobrze. Mam nadzieję, że jej się nie pogorszy, bo wtedy będzie musiała iść do szpitala, a ona tak ich nie cierpi. – Soft była właśnie w trakcie zdawania mi relacji z poprzedniego wieczora i dzisiejszego ranka, gdy stanął przed nami czarny Volkswagen Tiguan.
-Wsiadajcie do tyłu. – rzucił Thomas otwierając wcześniej okno.
Szybko chwyciłem za klamkę i otworzyłem tylne drzwi przed Sophie, która uśmiechnęła się nieśmiało i zwinnie wskoczyła do samochodu, a chwilę później i ja zająłem swoje miejsce.
-Cześć Thomas, miło że nas ze sobą zabierasz. – stwierdziła szatynka.
-Mieszkamy w jednym mieście, więc co za problem. – uznał Morgi odjeżdżając.
Od jakiegoś roku Thomas tak jak i my mieszka w Innsbrucku. Przeprowadził się tu z rodzicami, z którymi wciąż mieszka, mimo że jest dorosły. Jak stwierdził tak jest mu po prostu wygodniej. Zawsze ugotowane, posprzątane, wyprane i wyprasowane.
Po upływie kilku minut dotarliśmy pod dom Andiego. Brunet pośpiesznie zajął miejsce pasażera witając się ze wszystkimi. Nie minęło dziesięć minut, a my już byliśmy na skoczni. Wszyscy wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w kierunku wejścia. Ochroniarz uśmiechnął się i przywitał z nami, co odwzajemniliśmy. Gdy tylko weszliśmy na teren skoczni ujrzeliśmy naszego trenera.
-Kofler, Morgenstern i Schlierenzauer. Przyjechaliście razem ? – spytał zdziwiony.
-Zepsuło mi się auto. – mruknął Andreas.
-Współczuję. – odparł Pointner uśmiechając się pokrzepiająco – O ! Panienka Gruber ! – wykrzyknął zauważając Soft, która szła trochę z tyłu.
-Dzień dobry, panie Alexandrze. – przywitała się kulturalnie szatynka.
-Miło mi cię widzieć, mam nadzieję, że twoja obecność zmotywuje chłopców, a nie wręcz przeciwnie. – odrzekł z uśmiechem.
-Myślę, że nie będzie z tym kłopotu. – rzuciłem bezmyślnie.
-Tak właściwie to co wy tu jeszcze robicie ? – spytał Pointner – Zapraszam do magazynu po sprzęt i do domku się przebierać. No już ! – ponaglił nas, gdy nie ruszaliśmy się z miejsca.
Posłusznie skierowaliśmy się do budynku, słysząc za sobą, jak Alex zaprasza Sophie na trybuny.
-Schlierenzauer, ale ty jesteś głupi ! – stwierdził Morgi – „Myślę, że nie będzie z tym kłopotu.” Ale z ciebie matoł ! – popatrzyłem na niego wymownie, a ten kontynuował swoją wypowiedź – Naucz się Gregor, że czasem lepiej nie powiedzieć nic, niż pieprznąć taką głupotę.
-Chodzi wam, że ona będzie nas rozpraszać ? – spytał niewtajemniczony Kofi, na co obaj z blondynem zrobiliśmy dobrze wszystkim znany faceplam.

***

Gdy dotarłam na trybuny zajęłam jedno z plastikowych krzesełek. Nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół mnie zaczęłam wertować moją torebkę w poszukiwaniu chusteczek, by otrzeć łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach. Nigdy nie sądziłam, że podobam się Gregorowi – to prawda, jednak zawsze miałam nadzieję, że nie uważa mnie za brzydką, a jednak się myliłam. Bo co innego mogło znaczyć to, że na pewno nie będę rozpraszać żadnego z nich ?
Minęło jakieś piętnaście nim zobaczyłam pierwszego skoczka w locie, a był nim Manuel. Jego skok nie był jakoś porażająco dobry, ale nie był też zły. Zaraz po tym gdy odpiął narty ruszył na wyciąg, by ponownie udać się na szczyt skoczni i wtedy właśnie zobaczył mnie.
-Cześć Sophie. Miło, że wpadłaś. – powiedział na przywitanie coraz bardziej się do mnie zbliżając.
-Nie przyszłam tu do ciebie.  – warknęłam.
Razem z Fettnerem nie przepadaliśmy za sobą. Chociaż nie, poprawka – to ja za nim nie przepadałam. Jego ciągłe dostawianie się i głupie teksty doprowadzały mnie do szału.
-Nie denerwuj się złotko, złość piękności szkodzi. – odparł z głupim uśmiechem.
-Nie mów do mnie złotko. – fuknęłam.
-A co wolisz kotku ? – spytał.
-Nie ! Nie mów do mnie ani kotku, ani złotko, ani misiu, ani żabko… Najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj ! – wrzasnęłam.
-No dobrze, ale czy jak przestanę mówić to umówisz się ze mną na kawę ? – zaproponował.
-Manu zostaw ją. – usłyszałam po chwili, a moim oczom ukazał się Loitzl, który zapewne chwile wcześniej wylądował.
Fettner przewrócił oczami, po czym udał się na wyciąg, a za nim ruszył Wolfgang.
-Dzięki Wolf ! – zawołałam za nim.
Skoczek odwrócił się, uśmiechnął i odpowiedział:
-Nie ma sprawy ! – po czym kontynuował swoją podróż.
Chwilę później wylądował David, a następnie Martin, którzy przywitali się ze mną krótkim cześć. Nie minęło dużo czasu, a po igielicie sunął Andi, który wylądował dość daleko. Mężczyzna pomachał do mnie po czym udał się na wyciąg. W momencie, gdy Kofler zniknął z moich oczu zaczęłam się stresować, ponieważ zaraz z progu miał wyjść Gregor. Nigdy nie wątpiłam w umiejętności mojego przyjaciela. Zawsze wierzyłam, że może zdobyć wszystko o czym zapragnie, każdy puchar. Jednak to nie zmienia faktu, że za każdym razem gdy widziałam go w locie drżałam ze strachu. Bałam się, że coś mu się stanie. To w końcu jest walka z żywiołem, walka z grawitacją, a te rzeczy zawsze są silniejsze od człowieka.
Zacisnęłam mocniej dłonie tak, że paznokcie powoli zaczęły wbijać się w moją skórę. Nie zwracając na to uwagi wciąż wpatrywałam się w zeskok, gdzie zaraz miałam ujrzeć sylwetkę Gregora. Zadrżałam, gdy Schlierenzauer ukazał się moim oczom. Był piękny. Nie tylko w locie, zawsze uważałam, że jest przystojny, jednak gdy był w powietrzu… tego po prostu nie da się opisać.
W końcu wylądował, przeskakując rozmiar skoczni. Chwilę później podskoczył nad trawą, po czym gdy się zatrzymał, odpiął narty i zarzucił je sobie na ramię.
-Widziałaś to ! – wykrzyknął prawie, że biegnąc w moją stronę.
-Byłeś świetny ! – stwierdziłam idąc w jego kierunku.
-Jak się wybiłem z progu już wiedziałem, że będzie dobrze, ale nie spodziewałem się, że aż tak. W dodatku poczułem wiatr pod narty i go wykorzystałem ! – wypowiadał te słowa z zawrotną prędkością, a w jego głosie słychać było wielką ekscytację.
-No, no ! Świetnie się spisałeś ! Oby tak dobrze szło ci na zawodach. – pochwalił go Morgenstern, który pojawił się za plecami Gregora.
-Mam nadzieję, że będzie. – stwierdził Schlieri uśmiechając się lekko.
-Ja też, ale teraz chyba nie czas na to. Musimy wracać na górę. – uznał Thomas wskazując na wyciąg.
Schlierenzauer pokiwał głową.
-Do zobaczenia później ! – rzucił, po czym wraz z Morgim ruszyli na wyciąg.
Odprowadziłam ich wzrokiem wpatrując się w smukłą sylwetkę Gregora, która z każdą chwilą coraz bardziej się oddalała. Mimo tego co dziś powiedział pragnęłam pobiec teraz do niego i rzucić mu się w ramiona, poczuć smak jego warg, ale wiedziałam, że nie mogę. Siadając na plastikowym krzesełku kurczowo się go złapałam, by nie ruszyć za Gregorem. „Dobrze wiesz, że nie możesz. Stracisz osobę, na której zależy ci najbardziej na świecie, a tego byś przecież nie zniosła” – powiedziałam do siebie, nie świadoma tego co wydarzy się już niedługo.


__________
 Nowy rozdział po ponad 5 miesiącach przerwy. Tak, zdaję sobie sprawę, że nie ma szału. Jednak dla mnie ważne jest, że w ogóle powróciłam do tego opowiadania, że pomysły nie wyparowały z mojej głowy i że jest chęć pisania, może nie taka jak na samym początku, ale ważne, że w ogóle.
Zapraszam was też na mojego drugiego bloga, co prawda pod innym nickiem, ale to nadal ja - http://tajemnica-pojednania.blog.onet.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz